fbpx

(Czuwanie modlitewne przy relikwiach bł. Carla Acutisa lub podczas spotkań czy rekolekcji młodzieżowych)

1.

Panie Boże, dziękujemy Ci za życie bł. Carla i za inspirację, jaką przekazałeś nam poprzez jego życiowe wybory, czyny i słowa. Obdarz nas darami swego Ducha, byśmy potrafili w pełni wykorzystać ten Twój dar dla nas. Umocnij nas darami mądrości, rozumu i pobożności, byśmy umieli w postawie Carla odnaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania naszego życia.  Duchu Święty, otwórz nas na to, co Bóg chce przekazać nam w słowach bł. Carla

(pieśń do Ducha Świętego)

Błogosławiony Carlo! Cieszymy się, że możemy się dziś spotkać na modlitwie. Przychodzimy z codziennymi problemami, trudnościami i wyzwaniami, których przecież także w twoim młodym życiu nie brakowało. Chcemy wraz z Tobą patrzeć na Jezusa i od Niego uczyć się tego, czego i Ty się nauczyłeś, czyli miłości do Boga i do drugiego człowieka. Porozmawiajmy jak przyjaciele o tym, co piękne i wzniosłe, a także o wyzwaniach i trudnościach. Bądź z nami dzisiaj.

Carlo, jaka była twoja droga do nieskończonej Miłości?

Urodziłem się 3 maja 1991 roku w Londynie. Moi rodzice – tata Andrea i mama Antonia – wyemigrowali z Włoch za pracą, ale kilka miesięcy po moich narodzinach wrócili do Mediolanu.

Od początku uznawano mnie za wyjątkowe dziecko, choć przecież moje życie było takie samo, jak życie moich rówieśników. Być może jedna rzecz mnie jakoś wyróżniała. Tą wyjątkową rzeczą była moja relacja z Bogiem. Od najmłodszych lat z przyjemnością zaglądałem do każdego mijanego kościoła, a jedną z moich pierwszych lektur było Pismo Święte. W wieku siedmiu lat, za zgodą księdza proboszcza, przyjąłem pierwszą komunię świętą, 3 lata wcześniej niż moi koleżanki i koledzy. Od tego momentu codziennie uczestniczyłem w Eucharystii, a co tydzień się spowiadałem.

Poza tym robiłem to, co moi rówieśnicy. Uczyłem się w szkole, bawiłem z przyjaciółmi, w wolnych chwilach grałem na saksofonie. Moją największą pasją była jednak informatyka. Już w gimnazjum napisałem pierwsze programy komputerowe i zaprojektowałem pierwsze strony internetowe – wiele z nich powstało dla instytucji kościelnych. Uznawałem, że skoro mam poświęcać czas na moją pasję programowania, warto byłoby, by ta pasja przynosiła jakieś dobre owoce. To dlatego tworzyłem strony promujące wolontariat czy prezentacje internetowe np. o cudach eucharystycznych i o świętych.  Każdą wolną chwilę najchętniej poświęcałem jednak na pracę z ubogimi, w tym z bezdomnymi imigrantami. Wiedziałem, że skoro oni nie mają niczego, a ja mam tak wiele, moim obowiązkiem jest się dzielić moim czasem i tym, co posiadam.

Zachorowałem na początku października 2006 roku, mając piętnaście lat. Lekarze początkowo sądzili, że to zwykła infekcja. Po kilku dniach zdiagnozowano ostrą białaczkę. Nie było już ratunku, dlatego zacząłem przygotowywać się na moje odejście. Właściwie byłem na to gotowy, więc trwając na modlitwie, spokojnie oczekiwałem na dzień mojego spotkania z Chrystusem. Przed śmiercią zdążyłem napisać: „Cieszę się, że umieram tak wcześnie. Bo nie zmarnowałem ani minuty życia na rzeczy, które nie podobałyby się Bogu”.

Carlo, historia Twojego życia, choć krótka, zaskakuje swym bogactwem. Co pchało Cię do tego, by tak bardzo się angażować w pomoc innym. Nam samym nieraz brakuje motywacji i sił, by wstać z naszej życiowej kanapy i ruszyć ku drugiemu człowiekowi.

„Życie jest darem, ponieważ dopóki jesteśmy tu, na ziemi, możemy czynić coraz więcej miłosierdzia. A im więcej miłosierdzia wyświadczymy, tym większa będzie nasza radość w błogosławionej wieczności Boga”.

Tylko tyle mogę odpowiedzieć. W moim ziemskim życiu zgromadziłem trochę rzeczy. Miałem niezły sprzęt komputerowy, sporo kamer i gadżetów służących do nagrywania filmów. Dostawałem markowe ubrania i buty. Żyłem jak zwyczajny nastolatek, otoczony przedmiotami. Po śmierci mogłem zabrać ze sobą tylko jedno: to całe dobro, które uczyniłem. To ono było moim jedynym bagażem, gdy stawałem twarzą w twarz z Jezusem. Myślę, że świadomość nietrwałości tego, co posiadamy, jest najlepszą motywacją, by zawalczyć o to, czego nie możemy stracić.

Nie jest łatwo tak wszystkiego się wyzbyć.  Dla nas śmierć to odległa perspektywa. Wolimy mieć i być tu i teraz, niż myśleć o niepewnej przyszłości. Czy nigdy nie było ci smutno na myśl, że coś tracisz?

„Smutek to wzrok zwrócony na samego siebie. Szczęściem jest wzrok skierowany ku Bogu”.

Naprawdę to powiedziałem i podtrzymuję te słowa. Ogłoszono mnie błogosławionym. To żaden kościelny zaszczyt, raczej stwierdzenie, że już jestem szczęśliwy pełnią szczęścia. Trudno mi sobie wyobrazić, bym mógł zrezygnować ze szczęścia wiecznego na rzecz kurczowego trzymania się ziemskich przyjemności. One są dobre i potrzebne, ale nieskończenie lepsze jest to, czego obecnie doświadczam. Bliskość Boga, pełnia miłości… Któż by o tym nie marzył?

Czy to oznacza, że sensem naszego życia jest nie mieć nic i poświęcać się całkowicie Bogu oraz drugiemu człowiekowi tyko po to, by kiedyś,  przyszłości doświadczyć szczęścia? A gdzie w tym wszystkim jestem ja – moje marzenia i moje potrzeby? Czy ja nie jestem ważny?

„Nie ja, ale Bóg. Nie z miłości do siebie samego, ale na chwałę Bożą wszystko czynię”.

I dziś podpisałbym się pod tym zdaniem. Oczywiście miłość do samego siebie jest ważna, ale tylko po to, by wiedzieć, jak bardzo mamy kochać drugiego człowieka, skoro mamy go kochać jak siebie samego. Przekonałem się jednak, że łatwo popaść w pychę i całe to dobro czynić po to, by zaspokoić potrzebę uznania i akceptacji, a nawet zyskać jakąś nagrodę. Nie sądzę, by o coś takiego chodziło Chrystusowi, gdy mówił o autentycznej miłości bliźniego. Jedyna sensowną motywacją naszych działań i wyborów powinien być Bóg. Żadna ludzka rzeczywistość, nawet jeśli wydaje się atrakcyjna, bez odniesienia się do Boga, nie może dać człowiekowi szczęścia. Stawianie opozycji „JA kontra Bóg” jest Bez sensu. Lepiej sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, by ta opozycja przerodziła się we współpracę „JA i Bóg”.

Czy to ma być ten nasz sens życia? Gdzie miejsce na nasze pasje? Na nasze potrzeby i marzenia? Gdy wszystko oddamy Bogu i ludziom, nam samym przecież niewiele zostanie.

„Jeśli znalazłeś Boga, znalazłeś sens swojego życia”.

Mówiąc to nie myślałem, że powinienem się odciąć od całego świata. Wręcz przeciwnie. Widząc sens mojego życia, zacząłem żyć jeszcze intensywniej. Tak wiele chciałem zrobić ze względu na Boga! Nie chodzi tu tylko o moją działalność w internecie czy akcje charytatywne. Po prostu, gdy się wie, że istnieje Ktoś, kto nieustannie czeka na człowieka z propozycją szczęśliwego życia, dużo łatwiej jest podjąć ryzyko. Dziś już wiem, że warto je podjąć i doświadczyć tego, czego by się nie przeżyło, nie mając takiej motywacji.

Czy Bóg naprawdę jest przy nas cały czas? Masz takie doświadczenie Jego nieustającej obecności?

„Jedyne, co naprawdę czyni nas pięknymi w oczach Boga, to sposób, w jaki kochamy Jego i naszych bliźnich”.

Tak, doświadczyłem tego Bożego zachwytu nad sobą. To niesamowite uczucie! Poczułem, jak bardzo Bogu zależy na tym, co robię. Widocznie docenił to, że moja działalność jest cenna i przynosi owoce. Będę się modlił do Boga, by i wam pozwolił doświadczyć tego Jego zachwytu. Nie ma nic piękniejszego niż poczuć się wartościowym w oczach Boga. Nikt tak jak On nie docenia wartości każdego człowieka.

Czy Bóg  naprawdę w wypadku każdego ma się nad czym zachwycać? Mnie się wydaje, że moje życie jest szare, nudne, pozbawione sensu i celu… Nie wiem, czy z takiego życia można wycisnąć zachwyt…

„Wszyscy rodzą się jako oryginały, ale wielu umiera jako fotokopie”.

Pewnie nieraz słyszeliście to moje powiedzonko. Jestem do niego przywiązany, bo już teraz mam pewność, że tak jest. Każdy z nas rodzi się jako niepowtarzalne dziecko Boże, obdarzone Jego miłością, mające wspaniały, indywidualny plan na życie. Im jednak jesteśmy starsi, tym bardziej pozbywamy się tej naszej niezwykłej indywidualności. Dążymy za wszelką cenę, by być jak inni, by wtopić się w tłum. By nas nikt nie zauważył. Tak jest bezpieczniej. Tymczasem uwierzcie, że nie warto być niczyją kopią. Sens życie można odnaleźć, tylko podążając własną, oryginalną drogą – być może inną niż podążali twoi rodzice, czy inną niż idą twoi koledzy. Każdy ma przez Boga przygotowaną własną ścieżkę. Naprawdę warto ją odnaleźć.

Nikt nie lubi się wyróżniać z tłumu. Każdy, kto różni się jakoś wyglądem czy strojem, od razu wydaje się podejrzany i jest wytykany palcami. Czy właśnie o taką oryginalność Ci chodzi?

„Dlaczego ludzie tak bardzo troszczą się o piękno swojego ciała, a nie dbają o piękno swojej duszy?”

Obserwowałem to nieraz. Dla wielu osób to, jak wyglądają, jest istotniejsze niż to, co robią. Zgadzam się z tym, że wygląd nas wyraża. Sam uznawałem, że wystarczy mi jedna para butów. Taka oszczędność to była jakaś prawda o mnie. Pytanie, czy to była prawda najważniejsza. W jednej parze butów można czynić mniej wartościowych rzeczy, niż gdy się ma kilka par… Tu nie chodzi o kwestie ciało, lecz o wygląd duszy…

Życie duchowe to w ogóle sfera, do której trudno nam wejść. Jak ci się udało pogodzić normalne codzienne życie z duchowością? Wielu z nas marzy o czymś głębszym, czymś, co da nam poczucie sensu. Gdzie tego szukać. Jak to nazwać?

„Eucharystia to moja autostrada do nieba”.

Nie znam innej odpowiedzi. Właśnie w sakramentach, szczególnie w Eucharystii znalazłem to „coś” więcej – coś, o czym wiem, że marzy tak wielu ludzi. Nie chcą się zatrzymywać na stałej niepewności świata, niepewności emocji, niepewności decyzji. Pragną znaleźć w swoim wnętrzu sferę, która będzie stabilna, niepodatna na żadne zranienia, pewna. Taką pewność daje tylko Chrystus w Komunii Świętej i sakramencie pokuty.

Sakrament pokuty to dla nas duża trudność. Wiemy, że w konfesjonale to sam Bóg działa za pośrednictwem kapłana, ale przecież niełatwo w pełni korzystać z efektów tego sakramentu.

„Aby balon mógł się unieść w powietrzu, nie może mieć balastu. Dokładnie tak samo jest z duszą ludzką, która – jeśli chce się wznieść do nieba – musi się pozbyć tych drobnych ciężarów, jakimi są grzechy powszednie. Jeżeli tym, co obciąża duszę, jest grzech śmiertelny, dusza upada na ziemię, spowiedź zaś jest wówczas niczym płomień, który – ogrzewając powietrze – sprawia, że balon znów się unosi. Należy spowiadać się często, gdyż dusza ludzka jest bardzo skomplikowana”.

To moje słowa. Z perspektywy świętości mogę tylko je potwierdzić. Gdyby nie spowiedź, trudno byłoby mi utrzymać w moim życiu właściwy balans. Dążąc do rzeczy wielkich, bardzo łatwo jest się potknąć o to, co niskie, przyziemne i złe. W życiu młodego człowieka, jakim byłem, takich pokus, by zajmować się małostkami, skupiać się na intrygach czy kłamstwie, jest całkiem sporo. Wiem, że warto się od tego odcinać.

Powiedziałeś, że nie zmarnowałeś ani jednego dnia swojego życia… Czy miałeś na myśli to, że nie poświęcałeś go na rzeczy bezsensowne, jak spory czy kłótnie, lecz na to, co przynosi jakąś korzyść drugiemu człowiekowi?

„Metą naszego życia musi być to, co nieskończone, a nie to, co skończone.
Jeśli nasze serce będzie należało do Boga, wówczas nieskończoność będzie należeć do nas”.

Gdy dowiedziałem się o mojej chorobie, początkowo się przestraszyłem. Przecież życie uznawałem za najpiękniejszy dar. Tak wiele miałem planów i marzeń. Ale ta emocja szybko minęła. Byłem świadom, że śmierć w wieku piętnastu lat to jest coś niezwyczajnego, ale uznałem, że taka jest widocznie moja droga. Wiedziałem, że nie zmarnowałem życia. Byłem spokojny, wiedząc, że to nie koniec, lecz dopiero początek. Tylko w niebie mogę spełniać wszystkie moje marzenia. Mogę Was zapewnić, że nie ma nic piękniejszego niż spełnienie się marzenia o świętości.

(pieśń dziękczynienia)

Boże, Ojcze, dziękuję, że dałeś nam Carla,

wzór życia dla młodych i posłańca miłości dla wszystkich.

Sprawiłeś, że umiłował on Twojego Syna Jezusa,

a z Eucharystii uczynił swoją „drogę do nieba”.

Dałeś mu Maryję za umiłowaną Matkę,

i z Twojej woli on poprzez modlitwę różańcową

stał się piewcą jej czułości.

Przyjmij jego modlitwę za nas.

Spoglądaj przede wszystkim na biednych,

których on miłował i ratował.

Ja także, za jego orędownictwem, proszę o łaskę …

Dziękuję, że wprowadziłeś Carla

między błogosławionych Twojego Kościoła świętego,

aby jego uśmiech ponownie zajaśniał dla nas

w chwale Twojego Imienia.

Amen.

Ojcze Nasz…

Zdrowaś, Mario…

Chwała Ojcu…

Polecamy